Kardynał Sarah na Franciszkańskiej

Co prawda nie w kurii, ale rzut beretem, najlepiej moherowym, od niej – u franciszkanów w Auli św. Jakuba. Była to promocja najnowszej książki kardynała „Moc milczenia”. Wydały ją siostry loretanki i po wstępnym przejrzeniu muszę powiedzieć, że zapowiada się zachęcająco.

Tym razem jednak chciałam raczej o autorze i spotkaniu z nim. Zaczęło się punktualnie, o 15.00, co na Kraków jest ewenementem. Sala była wypełniona, choć nie tak mocno, jak podczas spotkania z kard. Burke’iem. Pewnie wakacje i środek dnia przetrzebiły chętnych.

Sporo mediów – co chwilę błyskały flesze. Co do publiczności, to średnia wieku około wieku średniego, dużo świeckich, ale też mignął mi benedyktyn, albertyn oraz inne konsekrowane i konsekrowani. Całość prowadził o. Szewek OFMConv i podziwiałam jego zdolność do lokowania produktu pt. franciszkanie. Było i o męczennikach z Peru, i o misyjności polskiej prowincji, i o wielu innych tematach nie związanych z promocją, ale wplecionych skrzętnie w treść pytań. A ja myślałam, że to OPy są mistrzami pijaru…

Kardynał był na początku nieco spięty, ale w miarę spotkania napięcie puszczało, co było widać po coraz płynniejszej i szerszej gestykulacji. Ponieważ pierwsze pytanie dotyczyło tego, jak uczyć się milczenia, zapytany opowiedział m.in. o swojej praktyce postu w ciszy. Raz na dwa [jeśli dobrze zapamiętałam] miesiące przez trzy dni je tylko Ciało, niczego też nie pije poza Krwią Pańską. Milczy, czyta Biblię, ale też Ojców Kościoła i Ojców Pustyni. To czas pustyni, który pozwala mu na nowo odnaleźć Boga i siebie. Cisza jest dla niego przestrzenią przebóstwiania człowieka, które dokonuje się dzięki adoracji i podczas niej.

Bardzo mocno akcentował związek między doświadczeniem ciszy a doświadczeniem Boga. Dużo było odwołań do historii Eliasza, także do jego doświadczenia Jahwe jako powiewu ciszy na górze Horeb. Kiedy doszedł do tematu milczenia Boga w obliczu ludzkiego cierpienia, padło mocne stwierdzenie, że cierpiący nie słyszy Boga, bo w bólu Bóg się z chorym tak ściśle jednoczy, że stają się jednym. Przypomniało mi to zapisek Andrzeja Kijowskiego z czasu jego ostatniej choroby. Zanotował wtedy w dzienniku, że to Bóg choruje na jego oko (zmarł na raka). Ta sama intuicja: Boga wchodzącego w ludzki ból i współodczuwającego aż po utożsamienie się z cierpiącym. Dla mnie głęboko prawdziwe, choć trudne.

Kardynał mówił też, że odkrył ciszę, kiedy odwiedzał swojego znajomego kapłana, będącego już pod opieką paliatywną. Chory był częściowo sparaliżowany i nie mógł mówić. Komunikowali się wzrokiem i gestami, ich spotkania przebiegały w zupełnej ciszy. Autor „Mocy milczenia” mówił, że w tamtym pokoju nauczył się wartości milczenia jako sposobu na wyrażenie jedności i jej stworzenia.

To doświadczenie wiele lat później wzmocnił pobyt w Wielkiej Kartuzji. W pamięć i ducha zapadły mu szczególnie modlitwy nocne, kiedy wraz z mnichami trwał w ciemności chóru. Nie widzieli się nawzajem, ale wszyscy byli zwróceni w tę samą stronę – migoczącego wiecznego światełka przy tabernakulum. I znów: brak słów nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie – budował komunikację w tamtej wspólnocie. Zresztą druga część „Mocy milczenia” to trójgłos, w którym uczestniczy także dom Dysmas de Lassus, generał Kartuzów.

A mnie szczególnie to pierwsze doświadczenie kojarzy się z tym, co opowiadała o ostatnich dniach o. Badeniego jego pielęgniarka, Sylwia. Ojciec przyznał, że lubi obecność jej i br. Pawła, bo „rozumiecie ciszę”. Rozumieli to, że nie ma konieczności mówienia, wyczulona na drugiego obecność wystarczy.

Udało mi się postawić pytanie. Co prawda jak nawiązałam do rytu trydenckiego, to o. Szewek lekko spanikował i próbował mnie uciszyć, ale nie ze mną te numery. A moje pytanie tak naprawdę dotyczyło mszy posoborowej, to znaczy tego, jak odnaleźć w niej ciszę (na tridentinie jest ona po prostu naturalną częścią celebracji). Tłumacz chyba źle przetłumaczył moje pytanie i kardynał zrozumiał, że chodzi o to, jak celebrować mszę w nowym rycie, żeby była w niej cisza, ale i tak Duch obszedł ten problem mistrzowsko.

Usłyszałam, że liturgia ma dwa zasadnicze cele: uwielbienie Boga i uświęcenie człowieka. To oznacza, że mam ustąpić miejsca Bogu, całkowicie zwrócić się ku Niemu, żeby Go uwielbić i nie zasłaniać. Unikać niepotrzebnych słów, rozproszeń, komentarzy. Być całkowicie dla Niego, także przez troskę o ciszę we mnie. Pokój we mnie. Bo tylko w ciszy Bóg może mnie uświęcać i przemieniać.

Potem inny uczestnik zadał pytanie o muzykę liturgiczną – skoro cisza jest tak ważna, to co z muzyką? Kardynał użył w odpowiedzi stwierdzenia, które od niego kupuję całkowicie: każdy moment naszego życia ma swoją muzykę. Bardzo prawdziwe, przynajmniej w moim życiu. I cechą muzyki naszych spotkań z Bogiem jest to, że ona ma prowadzić do ciszy. Przygotowywać do słuchania i bycia twarzą w twarz, uczyć skupienia. I tu oberwało się grupom z gitarą, rytmicznej i głośnej muzyce, utworom bardziej tanecznym niż medytacyjnym.

Bardzo ciekawie gość franciszkanów mówił też o inkulturacji. Wypowiedź tym cenniejsza, że z ust Afrykańczyka. Powiedział, że nie chodzi w niej o nadanie liturgii czy doktrynie „werniksu” w postaci zwyczajów i np. muzyki danego regionu. Że w ten sposób tworzy się folklor religijny, ale nie jest to właściwa inkulturacja. Ta dokonuje się przez wprowadzenie Chrystusa w życie wspólnot w taki sposób, by ich kultura została przemieniona przez Ewangelię. To wywołuje konflikty, sprzeciw, ferment jednym słowem, ale na tym polega ten proces: wprowadzić ludzi w doświadczenie Chrystusa, by potem to doświadczenie wyraziło się w kulturze, języku jej znaków i zachowań. Ale też aby uległa ona przemianie, oczyszczeniu.

Spotkanie musiało się skończyć o 16.30, bo potem kard. Sarah jechał do Rychwałdu, gdzie miał odprawić mszę. Rzucił się ku niemu tłum żądny autografów, a ja zostałam ze stosikiem notatek i myślą, że właśnie miałam okazję posłuchać mądrego człowieka. A przede wszystkim kogoś, kto stara się słuchać i usłyszeć. Wiele wątków mi pewnie umknęło, ale to był dobrze spędzony czas. Książka leży sobie koło mnie, mam zamiar zacząć ją nadgryzać. Może znajdę dzięki niej ścieżkę do wewnętrznej ciszy, o której mówił jej autor.

 

Dodaj komentarz